Dźwiękoczucie

Gra muzykę, której sama nie słyszy. Twórczość Evelyn Glennie zmienia zapatrywania na dźwiękową percepcję.

Na pozbawionych wyczucia rytmu lub melodyki zwykło mówić się „głusi”. Bardzo krzywdzi to osoby niesłyszące, które nierzadko potrafią się wykazać większą akustyczną wrażliwością niż w pełnosprawni słuchacze. Tak było z Beethovenem i tak jest z Evelyn GlennieAngielska artystka straciła słuch w wieku 12 lat, a mimo tego bez trudu przychodzi jej tworzenie i wykonywanie muzyki. Muzyki, która nie potrzebuje żadnej taryfy ulgowej, choć o genezie tych dokonań łatwo się nie zapomina.

Miejsce w historii muzyki klasycznej Glennie ma już zapewnione, ale bynajmniej nie z powodu swojego upośledzenia. glennie4Stała się bowiem pierwszą na świecie solową perkusistą, która wykonuje kojarzony z muzyką poważną repertuar. Wybór instrumentu nie mógł tu być przypadkowy. Perkusja doskonale spełnia się w roli łącznika akustycznej wyobraźni Glennie z płaszczyzną realnych dźwięków. Łącznik ten ma wyjątkowo utrudnione zadanie, gdyż słyszalną przez odbiorców muzykę a sferę jej wykonawstwa dzieli przecież ściana ciszy.

Wydawałoby się, że przejść taką barierę nie sposób. Tymczasem Evelyn odnalazła własny kanał przesyłu muzyki. Jej stąpanie na bosaka podczas występów to nie żaden efekciarski kaprys. Okazuje się, iż artystka rozpoznaje muzykę dzięki wibracjom i drżeniom, w jakie wprawiają scenę emitowane dźwięki. Każdy minimalny rezonans jest tu ważny. Można powiedzieć, iż falujące drgania powietrza Glennie odczytuje niczym zapis nutowy.

To unikatowy przypadek dźwiękoczucia, który przekonuje, jak mało jeszcze znane są percepcyjne możliwości człowieka, pewnie też skłaniający do snucia spekulacji co do zdolności pozazmysłowych. Zostawiając jednak na boku teorie pochodzenia akustycznej deszyfracji, jedyne, co tu się liczy to muzyka. Rzecz jasna, ciężko oddzielić ją od warstwy performatywnej, bo koncerty artystki są efektownym widowiskiem. Gdyby jednak zapomnieć o wystrojonej w psychodeliczne ciuchy postaci Glennie, wówczas przemówi kraina kompozycji o wielce organicznym wymiarze.

Perkusja dla swojej pełnej emancypacji jako instrumentu wiodącego na obszarze klasyki, potrzebowała dopiero dwudziestowiecznych reformatorów, od Strawińskiego po Varese i Reicha, a także inspiracji korzennymi rytmami z Afryki. Glennie mimo posiadania w repertuarze sporej dozy klasyki (Vivaldi, Mozart), sytuuje się właśnie gdzieś na granicy pomiędzy filharmonijnym światem wirtuozów a obszarem twórców eksperymentujących i uciekających od symfonicznego mainstreamu. Imponująco wygląda jej sceniczny zestaw instrumentów, obejmujący ponad 600 różnych rodzajów bębnów i perkusjonaliów. Artystka wydaje się też otwarta na kooperacje, które wykraczają poza sztywne kanony muzyki klasycznej.

Dla potocznych odbiorców, Glennie zaistniała dzięki pojawieniu się na albumie remiksów Björk – Telegram (1996). Najciekawszym jednak epizodem w karierze angielskiej artystki pozostaje niezwykła współpraca z guru brytyjskiej awangardy rockowej, a zarazem wizjonerskim gitarzystą – Fredem Frithem. Ich wspólne sesje były dla niemieckiego reżysera Thomasa  Riedelsheimera inspiracją do nakręcenia niezwykłego filmu „Dotyk dźwięku” (Touch of Sound – 2004). Jest on przede wszystkim podróżą do kresów muzyki, od improwizowanych partii po rytmiczne kaskady, gdzie inspiracje nie mają ograniczeń terytorialnych.

Kariera Glennie niestety posiada i swoje ciemne strony. Artystka nie ustrzegła się przed wejściem w tabloidowe piekło, kiedy to upubliczniono jej romans z żonatym dyrgentem Leonardem Slatkinem, cytując sprośne emaile obojga. Glennie w Wielkiej Brytanii jest niewątpliwie medialną gwiazdą, m.in. odznaczoną medalem królowej i  rozpoznawalną (prowadziła własny show telewizyjny). Co nie powinno wszak przeszkadzać jej potencjalnym słuchaczom. Zresztą oryginalne bębnienie Glennie odbija się echem również na terenie rockowej alternatywy. Można by przysiąc, iż zespoły pokroju Gang Gang Dance czy Liars namiętnie słuchają angielskiej perkusistki.

ANEKS SIECIOWY czyli Evelyn do oglądania i słuchania

Wpierw wywiad z artystką przeprowadzony przez Bruce’a Duffie, stamtąd też fotka wykorzystana powyżej.

A poniżej spiratowany zapewne na YouTube dokument Touch of Sound w kilkunastu odsłonach:

2 thoughts on “Dźwiękoczucie

  1. Hello there I am so thrilled I found your blog, I really found you by
    accident, while I was looking on Yahoo for something else, Anyways I am
    here now and would just like to say kudos for a fantastic post and a all
    round interesting blog (I also love the theme/design),
    I don’t have time to browse it all at the minute but I have bookmarked it and also included your RSS feeds, so when I have time I will be back to read more, Please do keep up the fantastic work.

Dodaj komentarz